sobota, 20 grudnia 2014

Od Vivienne

   Wędrowałam po terenach nowej watahy. Wydawała się ona w porządku, inne wilki dawały mnie spokój, nie musiałam zaprzątać sobie głowy niepotrzebna rozmową. Chyba, że widzieli w moim spojrzeniu coś, co nie pozwalało im się zbliżyć do mnie... I dobrze.
Pogoda była sprzyjająca. Słońce grzało mi futro, ale nie tyle aby było mi za gorąco. Wiatru nie było, a niebo było bezchmurne. Idealna pogoda jak dla mnie.
Postanowiłam pierwszego dnia w watasze pozwiedzać jakieś tereny. Wypadałoby się tu trochę pokręcić i wiedzieć gdzie co jest. Jak na razie byłam w kilku miejscach. Były one piękne, ale nie chwytały mnie jakoś za serce zbyt specjalnie.
Moim dalszym punktem na liście było miejsce nazywane ' Dżunglą Przeznaczenia '. Przeznaczenia? Nie wierzyłam w coś takiego. Nie istnieje coś takiego jak ' przeznaczenie '. Nie wierzyłam w nic z tych rzeczy. Nie wierzyłam nawet w życie po śmierci. To nieprawda.. Raz żyjemy a potem nas  nie ma. Nasze ciała gniją w ziemi a tamci głupcy myślą, że jest inaczej. Trzeba przestać myśleć jak dziecko..
Przedzierając się przez niebiesko-fioletowe światło, które przenikało do pni i dawało m piękny odcień, zagłębiam się coraz dalej w niejaką dżunglę. Drzewa z każdym krokiem były coraz bardziej powyginane w dziwnych kierunkach, a ich gałęzie - ogromne - wiły się w kierunku słońca, które było przysłonięte ogromnymi koronami. Tylko niektóre promyki przedzierały się przez tę gęstwinę.
Rosły tam dziwne gatunki zwierząt a także roślin. Cóż.. piękne miejsce, ale mnie chyba nic nie wzruszy. Postanowiłam wspiąć się na konar jednego z najgrubszego drzewa jakie kiedykolwiek widziałam. Gałąź była ogromna i wisiała w odległości 5 metrów od ziemi. Pode mną była mała rzeczka. Spojrzałam na wyciągnięte przede mną łapy. Nie pasowałam tu. Moje futro było takie ciemne przy tych wszystkich kolorach. Westchnęłam zrezygnowana, gdy nagle usłyszałam chrzęst nad sobą. Ktoś kto by się nie przyglądał zorientowałby się, że nic się nie stało. Ale mój wzrok dojrzał spadający kawałek kory, wręcz niezauważalny.
Spojrzałam na siebie. Na gałęzi wyżej leżał wilk. Samice i patrzył na mnie chłodnym wyrazem. Moja mina także nic nie zdradzała.
Nie zauważyłam do na początku, ponieważ jego futro dobrze się wtapiało. Miało różne odcienie brązu.
 - Długo tu jesteś? - Zapytałam spokojnym głosem nadal świdrując i ni spuszczając z oczu wilka. Przyznam, że jedynie co w moim wyglądzie się wyróżniało to były różowe oczy i białe źrenice. Kiedyś matka powiedziała mi, że są one przerażające. Może tak, może nie.


< Blood? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz