niedziela, 28 grudnia 2014

Od Sihiri- cz III

-Gdzie ty tak do jasnej cholery biegniesz?-usłyszałam za sobą
-Nie rozmawiaj bo się zmęczysz biegiem powiedziałam
-Chcę wiedzieć gdzie tak biegniemy jak na złamanie karku
-Ufasz? mi-powiedziałam lekko zwalniając
-A jak myślisz?
-Więc rusz tą dupę i biegniemy. Wiem gdzie ona może być. Musimy dotrzeć tam przed zmrokiem.
-Eh..dobra-powiedział mniej zaangażowany. Przyśpieszyłam. Znowu...
Moje pazury wbijały się w ziemię. Starałam się dotrzeć tam jak najszybciej. I jeszcze..coś mnie tam ciągnęło. Wiedziałam co może mi grozić, ale przyszłości  nie da się zmienić. Choćby nie wiem jak się starano...
~~~
Im bliżej byliśmy celu tym mniej zwierząt widziałam. Jeszcze kilka kilometrów stąd mogłam zobaczyć wiele ptaków, wiewiórek, królików, a nawet kilka dzików. Ale tu..Tu działo się coś dziwnego. Okropnego. Inaczej już teraz atakowałyby nas pieśni ptaków. Albo chociaż rechotanie żab ze zbiornika kilkadziesiąt metrów od nas. Ale widziałam tylko kilka myszy i owadów. Ale nie to było najgorsze. Ta głucha cisza... Mimo, że nie było nic słychać ja czułam się jakby bębenki pękały od hałasu.
Stanęłam na chwilę aby odsapnąć. Widziałam już cel.
-Stajemy?
-100 metrów na północ-wskazałam łapą miejsce- jest ta łąka. Widziałam ją w przepowiedni.
-Rozdzielmy się-powiedział
Przypomniał mi się sen. Co jeśli
-Nie-powiedziałam krótko-Musimy trzymać się razem
-Widziałem tą łąkę. Jest ogromna jak las. Rozdzielmy się
-Ale.-zaczęłam-No dobra-rozdzieliliśmy się. Nie czułam się z tym dobrze. Ciągle miałam przed oczami jego zakrwawione ciało. Otrząsnęłam się i ruszyłam truchtem na łąkę. Widziałam jak Mines zaczął się teleportować. Teraz najprawdopodobniej był na końcu łąki. Końcu którego nie było widać. Wstąpiłam na łąkę. Trawa była większa ode mnie. Szukałam śladów. Jednak nie było ich widać.
~~~~
Patrzyłam w niebo chodząc po łące. Słońce niedługo miało udać się do swego domu. Układało się do snu. Niedługo jego ostatni promyk zajdzie za horyzontem. Nastanie wtedy długa noc.
Zapominałam pomału po co tu byłam. Im dłużej tu siedziałam tym więcej nie pamiętałam. Nielogiczne. Nagle na łące zaczęła tworzyć się mgła. Spanikowałam.
Usłyszałam wycie.
-Mines!-krzyknęłam z całych sił. Odpowiedział mi pisk. Pisk pełen bólu.
-Mines!-powtórzyłam. Biegłam w mgle. Zobaczyłam kontury czyjejś sylwetki. Nie wahając się podbiegłam. Zobaczyłam upadającego Mines'a. Ledo dychał. Ociekał krwią. Miał głębokie rany na całym ciele...
Z oddali usłyszałam przeraźliwy, mrożący krew w żyłach ryk. Coś zbliżało się do nas...
-Mines musisz wstać-powiedziałam drżącym głosem.-Mines. On tylko przewrócił oczami. Nie mógł nawet nic mówić. Podniosłam go i przełożyłam jego łapę za ramię. Powolnym krokiem podążałam..gdziekolwiek. Musiałam gdzieś z nim uciec. Ktoś stąpał za nami. Ryk. Był coraz głośniejszy. Moje serce gdyby mogło uciekłoby. Wyrwałoby się z mojej klatki piersiowej.
Rozglądałam się zdenerwowana dookoła. Moje źrenice biegały. Wręcz gnały galopem jak dzikie konie! Dyszałam. Byłam zmęczona.
-Ziemnz-powiedział basior. Chciał coś z siebie wykrztusić
-Zaraz uciekniemy. Nie martw się
-Zostaw mnie!-wykrztusił
-Nie.-powiedziałam. Wtedy stanęłam. Bestia stała we mgle. Przede mną. Była na dyle blisko, że potrafiłam wyczuć smród z jej gęby. Skoczyła na nas.


W tym samym czasie coś ją uderzyło. Usłyszałam donośny ryk i mgłe przeszył ogień. Z tym potworem. Nie to nie możliwe!-rzekłabym. Ale..to prawda. To Destiny. Destiny!
-Nie!-krzyknęłam. Mój smok. Ten co ma być jeden na całe życie właśnie ryzykował dla mnie życie. Musiałam jej pomóc.
Wytargałam Mines'a i gdzieś go odłożyłam
-Zostań tu-powiedziałam i pognałam z powrotem do mgły. Jednak usłyszałam tylko ryk konającego zwierzęcia. Z nieba leciał popiół
-Nie-powiedziałam załamanym głosem. Popiół. Popiół i smok. To wiąże się tylko z jednym..Tylko nie to...

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz