Wstałem dzisiaj wcześnie, zbyt wcześnie. Jak zawsze obudził mnie wiatr, dzisiaj wyjątkowo mocny. Miałem ochotę jeszcze leżeć, ale głód nie dawał mi spokoju. Musiałem iść coś zjeść, żeby się zbytnio nie męczyć, poszedłem do spiżarni watahy, tam zawsze jakiś żarcie jest. Niestety, gdy dotarłem, niczego nie było.
- A niech to szlag trafi! - Mruknąłem wkurzony pod nosem. Znów muszę polować! Jak ja tego nienawidzę... To bezsensowne ganianie za zwierzętami, i próbowanie ugryźć go w nogę lub kark. Już wolałem znaleźć jakąś padlinę, niż uganiać się za tymi jeleniami.
W końcu wpadł mi do głowy pewien pomysł, pozjadam jakieś owoce, przynajmniej na dobre mi to wyjdzie. Nie cały czas to mięso, i mięso. To zresztą też mi się znudziło. W bliskiej okolicy rosły jagody. Jak postanowiłem, tak zrobiłem, pobiegłem nad rzekę gdzie rosło dużo krzaków. Podszedłem do jednego, jak ugryzłem jedna tak po chwili wyplułem. Strasznie były kwaśne... Nie zauważyłem wtedy jak jakiś basior się mi przygląda. Patrzył na mnie tak jak bym był debilem.
- Kim ty jesteś?! - Warknąłem wrogo. On natomiast wyszedł zza krzaków, i odparł.
[Isao?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz