sobota, 3 stycznia 2015

Od Sihiri- cz. IV

Łapy trzęsły mi się. Nie. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Moja smoczyca. Ona nie mogła...Nie mogła tak po prostu umrzeć! Nie teraz. Potrzebowałam ją jak nigdy. Nie myśląc już wbiegłam do mgły. Słyszałam syczenie. Olbrzymie zwierze. To przypominały mi kontury. Przyśpieszyłam. Widziałam ją. Destiny jeszcze nie zmieniła się w popiół. Jeszcze żyła. Tamten musiał być z spalonej trawy. Podbiegłam. Upadła na ciało martwego potwora. Jednak wydobywały się kolejne ryki. Stworów było więcej.
-Destiny-powiedziałam do niej.
Jej oddech bł coraz płytszy. Popatrzyła na mnie mętnym wzrokiem. Zobaczyłam wielką ranę na jej podbrzuszu. Nie zaatakował jej jeden stwór...Zadrżałam. Dookoła gromadziły się kolejne potwory. Musiałam wytężyć umysł. Otoczyłam mnie i smoczycę barierą. Mogła na chwilę nas obronić. Chwila ochrony...Nie mogłam zapomnieć, że poza mgłą kona mój przyjaciel. Schyliłam łeb do Destiny.
Skupiłam si,ę i zaczęłam mówić do niej smoczym językiem. Słów nie można było rozróżnić. Były jak grzmot. Raz cichy, raz groźny jak podczas burzy. Gad o lśniących łuskach spróbował się podnieść. Spojrzałam ze strachem na barierę która pękała. Te...stwory skakały na nią. W jednym miejscu była prawie doszczętnie zniszczona. W końcu wstała. Patrzyłam na lepką, brunatną substancję wydobywającą się z rany mojej przyjaciółki. Z jej pyska wydobył się grzmot. Zrozumiałam komendę. Sprzeciwiłam się jej, ale ona tylko chwyciła mnie za futro i położyła na swoim grzbiecie. Rozłożyła ogromne skrzydła i zbiła się w powietrze rozbijając barierę. Byłyśmy coraz wyżej. Mgła jednak nie kończyła się.
Nagle poczułyśmy uderzenie. Mgła została rozpalona. Teraz leciałyśmy pośród ognia. Stworzyłam barierę wokół swojego ciała. Nie byłam odporna na ogień. Mimo to czułam żar. Widziałam jak Destiny cierp. Ogień opalał jej ranę. Przynajmniej krew przestała się sączyć. Spojrzałam w dół.  Leżały tam martwe stwory. Coś je spaliło. Obok nich. Tam gdzie byłyśmy zrobiła się ogromna dziura.
Nagle ryk. Wręcz ogłuchłam. Z ognia, tuż koło nas. Wyłonił się olbrzymi smok....


Spojrzał na nas przerażającym wzrokiem. Trwało to tylko kilka sekund ale widziałam. Nigdy chyba już tego nie zobaczę. W jego oczach..Wtedy spadłam...Zaczęłam lecieć w dół. Moja bariera nie wytrzymała uderzenia. Pękła. Przynajmniej trochę ochroniła mnie przed ciężkim uderzeniem. Leżałam obok ogromnej dziury. Czułam żar na plecach. Czułam się jakbym płonęła. Otrzepywałam się co chwilę. Mrużyłam oczy, aby zobaczyć cokolwiek co dzieje się na górze.
Gdybym nie wiedziała co się dzieje. Że to walka na śmierć i życie mogłabym powiedzieć, że to obraz zapierający dech w piersiach. Ale walka toczyła
się o ważne czynności.


Nagle smok otoczył się ciemno-fioletowym dymem. Wystrzelił ogromną kulę energii w Destiny i... smoczyca przebijała się przez kolejne warstwy powietrza.. Chciałam użyć mocy, ale nie mogłam. Jakbym je straciła...
Łuskowaty gad upadł na palącą ziemię. Odruchowo podbiegłam do niej.
-Destiny?-powiedziałam znów martwiąc się o życie przyjaciółki. Wtedy smok, który wyłonił się z ognia wylądował za nami. Poczułam jakby trzęsienie ziemi. Był teraz o wiele bardziej widoczny. 2 razy większy od smoczycy... Odwróciłam się do niego. Schylił głowę i otworzył pysk jakby miał zaraz puścić we mnie kulę ognia. Widziałam jego czarne, puste ślepia. Widziałam w nich to co na górze. Przepełniała je śmierć. Panował tam strach...
"Dasz rade''-pomyślałam. Muszę. Inaczej po mnie...

To się raczej dobrze nie skończy...




C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz